Mięsne zawirowania

Z Dariuszem Lisiakiem – kierownikiem Instytutu Biotechnologii Przemysłu Rolno-Spożywczego im. prof. Wacława Dąbrowskiego w Warszawie rozmawia Marek Bielski

 

Panie Dariuszu, proszę o kilka słów komentarza na temat tego, co dzieje się obecnie na rynku mięsa i jakie prognozy stawia Pan naszej branży na przyszły rok.

Problem zawiera się w trzech literach: ASF. Determinują one w tej chwili całą gospodarkę światową. Choroba pojawiła się w Chinach, a ponieważ co druga świnia, która żyła na świecie, żyła właśnie tam, zmniejszenie produkcji o 25% ma dla gospodarki kolosalne skutki.

 

Jakie?

Chiny stały się w tej chwili największą „czarną dziurą” pochłaniającą całą produkcję zwierzęcą. W związku z tym nastąpił gwałtowny wzrost importu i to nie tylko wieprzowiny, ale również wołowiny, drobiu, a nawet owoców morza, innymi słowy – wszystkiego tego, co mogłoby ją zastąpić. Ceny wieprzowiny w Chinach powędrowały wysoko w górę, co miało wpływ na resztę świata, Polskę również. Przekraczają one w tej chwili w żywcu ponad 6 zł/kg, są bardzo wysokie i korzystne dla hodowców. Niestety, hodowców brakuje, produkcja się zmniejsza. Skostniała Europa nie potrafi odpowiednio zareagować na zapotrzebowanie rynku chińskiego. On chce wieprzowiny, a my nie umiemy jej sprzedać, a że natura nie znosi próżni, Brazylia i Stany Zjednoczone, stopniowo zalewają chiński rynek. Myślę, że taka sytuacja będzie utrzymywała się przez kilka najbliższych lat. Chińczycy zapowiadają, że poradzą sobie z ASFem i pewnie tak w końcu się stanie, a wtedy odtworzą całą strukturę hodowli. A że zrobią to od nowa, zrobią to lepiej. Przewiduję więc, że za kilka lat to właśnie oni zaczną eksportować, a wtedy – drżyjcie gospodarki światowe.

 

A co do tego czasu?

Należy zwrócić uwagę, że w ostatnim tygodniu cena wieprzowiny w Chinach spadła, wygląda na to, że osiągnęła już chyba masę krytyczną i ludzie przestali ją kupować. U nas to pewnie również nastąpi, ceny jednak będą wysokie jeszcze przez długi czas i to nie jest korzystne. Dlaczego? Bo w Polsce również spadnie konsumpcja wieprzowiny.

 

Czyli można powiedzieć, że co nas nie zabije, to nas wzmocni?

Chciałbym tak powiedzieć, ale do końca nie jestem tego pewien. ASF, który rozprzestrzenił się w Polsce, spowoduje olbrzymie zmiany w strukturze gospodarstw. Większość gospodarstw w rejonach wschodnich objętych ASFem, tych, których dotknął ubój sanitarny, nie wznowiło produkcji. Innymi słowy – należy spodziewać się gwałtownego spadku liczby gospodarstw, na rzecz większych, które lepiej sobie z tym wyzwaniem poradzą. Wiem, że to o czym mówię, jest bardzo bolesne. Jest to bowiem źródło utrzymania wielu rodzin. Jeśli jednak chcemy konkurować z zachodnimi gospodarkami, nie możemy stawiać na małe gospodarstwa rodzinne. Musimy umieć hodować na wysokim poziomie, gdzie liczba loch w stadzie to minimum 150. Inaczej nie jest to po prostu opłacalne.

 

Czyli mówimy o profesjonalizacji?

Tak, działania powinny iść w tę stronę. Może się jednak zdarzyć tak, że w ogóle przestaniemy produkować wieprzowinę na rzecz drobiu. W tej chwili już jesteśmy na pierwszym miejscu w produkcji mięsa drobiowego w Europie.

 

Co Pana zdaniem czeka nas w najbliższych miesiącach?

Święta😊

 

Jakie zatem będą to święta?

Wigilia jest wegetariańska, w dalszym ciągu na naszych stołach królują ryby, a golonka nie pojawia się w ogóle. A ponieważ w pierwsze i drugie święto Bożego Narodzenia lubimy sobie dobrze zjeść, będziemy stawiać na drób.

 

A co z wołowiną?

Kulturę jedzenia wołowiny musimy sobie wyrobić, a ten proces trwa latami. Konsumpcja tego mięsa poniżej 3 kg/rok jest śladowa i długo tak niestety pozostanie. Mówię niestety, bo jest to smaczne mięso. Jest co prawda drogie, ale tego wymaga proces produkcyjny. Nie potrafimy go też dobrze przygotować. To wszystko wymaga czasu i zmiany przyzwyczajeń kulinarnych.

 

Dziękuję za rozmowę i życzę wesołych Świąt.