Czy polskie zakłady mięsne odnajdują się na rynku alternatyw mięsa?

Z Marcinem Tischnerem – ekspertem ds. zrównoważonego rozwoju ProVeg Polska rozmawia Katarzyna Salomon

 

Jakie nowinki produktowe na rynku roślinnych alternatyw przykuły Pana uwagę w 2022 roku?
Pomimo tego, że sporo kategorii produktów odzwierzęcych ma już swojego roślinnego odpowiednika, to kreatywność startupów i producentów nie przestaje zaskakiwać. Przykładowo – podczas wydarzenia New Food Conference w Berlinie miałem okazję spróbować m.in. roślinnych alternatyw steków drukowanych w 3D, roślinną wersję mozzarelli i camemberta, wege krewetki oraz zamienniki jajek, które mają zarówno roślinną wersję żółtka, jak i białka (a startup pracuje obecnie nad biodegradowalną skorupką). Na polskich półkach pojawiły się z kolei m.in. wege kaszanki czy roślinny zamiennik tatara.

 

Jakie trendy na rynku żywności plant-based dominowały w ubiegłym roku?
Ciekawym zjawiskiem wśród niektórych polskich firm produkujących alternatywy mięsa był rebranding na anglojęzyczne nazewnictwo w celu rozwoju ekspansji zagranicznej. W ten sposób „Polsoja” uruchomiła swoją markę „Well Well”, a „Bezmięsny Mięsny” wystartowało z marką „Plenty Reasons”. Z kolei „Roślinny Qurczak” zmienił swoją nazwę na „Apollo”, a „Nielone” przekształciło się w „Planeat”.
Z perspektywy globalnej, 2022 rok był dla branży przełomowy pod przynajmniej jednym względem. Na kilku rynkach światowych ceny produktów roślinnych, dotychczas postrzeganych jako produkty droższe/premium, stały się niższe od cen produktów odzwierzęcych. Przyczyna zmian leży w znacznie rosnących cenach mięsa i stosunkowo niewielkim wzroście cen produktów roślinnych. Dotyczy to chociażby roślinnych alternatyw mięsa w Holandii, czy niektórych rodzajów mleka w Niemczech. Według danych GfK Polonia, w Polsce cena roślinnych alternatyw mięsa między czerwcem 2021, a czerwcem 2022 wzrosła zaledwie o 1,5%. Wraz ze wzrostem popytu (ze strony konsumentów) i skalowalności (ze strony producentów), ceny tej kategorii mogą w dalszym ciągu spadać, likwidując zupełnie różnice cenowe, a tym samym otwierając tę kategorię na nowe grupy konsumentów.
W Polsce zanikającą różnicę w cenach produktów roślinnych i odzwierzęcych widać dobrze na półkach z mlekiem. 1-litrowy karton mleka krowiego kosztował jeszcze niedawno 2-2,5 zł, a ceny mlek roślinnych oscylowały w okolicach 10 zł. W tym momencie, karton mleka krowiego kosztuje bliżej 3,5-4,5 zł, a najtańsze mleka roślinne (marki własne dużych sieci handlowych) można kupić już za 4,5-6 zł za opakowanie.

 

W jaki sposób na roślinny trend odpowiadają globalne korporacje?
Sporo międzynarodowych firm inwestuje w ten sektor i planuje zwiększanie udziału w sprzedaży produktów roślinnych. Przykładowo IKEA wprowadziła ostatnio zasadę, że cena produktów roślinnych (wege hot dogi, wege klopsiki) ma być taka sama lub równa cenom produktów mięsnych. Dodatkowo firma chce, aby do 2025 r. 50% posiłków w ich restauracjach i 80% produktów pakowanych była pochodzenia roślinnego. Z kolei Burger King w UK planuje, aby ich menu było w 50% roślinne do 2030 r. Wzrost sprzedaży roślinnych zamienników mięsa jest też wprost zapisany w strategiach biznesowych takich firm jak Unilever, Tesco czy Lidl.

 

Czy dynamika rozwoju segmentu żywności plant-based utrzymuje się na stałym, wysokim poziomie?
Po latach niezwykle intensywnego wzrostu tej kategorii, rok 2022 przyniósł tymczasowe zahamowanie przyrostu sprzedaży. W dalszym ciągu, w Polsce najprawdopodobniej sprzedaż będzie wyższa niż w roku 2021, ale już w niektórych podkategoriach na rynkach zagranicznych może okazać się wręcz, że był to rok słabszy od poprzedniego. Powody tej sytuacji są różne, m.in. „znormalizowanie” gigantycznego zainteresowania tymi produktami w związku z pandemią czy wyższa wrażliwość konsumentów na kwestie cenowe w związku z inflacją. Pomimo tego przestoju, analizy wskazują na to, że przez kilka kolejnych lat, wartość rynku roślinnych alternatyw mięsa może rokrocznie wzrastać o kilkanaście procent.

 

Jak polskie zakłady mięsne odnajdują się na rynku alternatyw mięsa?
Odnajdują się całkiem dobrze. Coraz więcej polskich zakładów mięsnych dostrzega w tym rynku szansę na dotarcie do nowych grup konsumentów oraz utrzymanie swoich dotychczasowych konsumentów, którzy zaczęli ograniczać spożycie mięsa. Myśląc długofalowo jest to dobra metoda na dywersyfikację ryzyka – budowanie solidnego, drugiego filaru swojego biznesu (opartego na produktach roślinnych) może okazać się bardzo pomocne w przypadku zmiany oczekiwań konsumenckich, dodatkowych regulacji związanych ze śladem środowiskowym czy częstszym występowaniem chorób odzwierzęcych.
W ciągu ostatnich kilku lat swój roślinny asortyment wdrożyły m.in. takie zakłady mięsne jak: Sokołów, Pekpol, Olewnik, Tarczyński, Silesia czy Morliny. W kolejnych latach możemy spodziewać się kolejnych debiutów w tej kategorii.

 

Na co przede wszystkim powinny zwrócić uwagę zakłady mięsne planujące poszerzenie swojej oferty o roślinne zamienniki mięsa?
Kategoria stała się już na tyle dostępna w polskich sklepach, że nie wystarczy, aby produkt był „tylko roślinny”. Konsumenci tej kategorii zwracają obecnie dużo większą uwagę na smak, skład, strukturę i wygląd. Klienci poszukują też produktów z dużą ilością białka i innych wartości odżywczych, bez dodatku substancji uważanych za niezdrowe. Aspekty zdrowotne są głównym motywem stojącym za decyzją polskich konsumentów, którzy ograniczają mięso, więc roślinny zamiennik mięsa powinien przyciągać ich również walorami odżywczymi. Wielu konsumentów zwraca też uwagę na aspekty środowiskowe, dlatego lokalność surowców może zachęcić dodatkowe grono odbiorców.
Warto też zwrócić uwagę na komunikację. W środowisku „wege” wszelkie nowinki produktowe budzą duże zainteresowanie i dobrze jest wyjść naprzeciw pytaniom potencjalnych odbiorców. Przy rozpoczynaniu przygody z asortymentem produktów roślinnych, zachęcamy do przeprowadzenia pilotażu rynkowego. Najlepiej stopniowo oswajać się z rynkiem produktów roślinnych, poznawać konsumentów i budować z nimi dialog, jednocześnie stopniowo rozwijając linię produktów.

 

Czy coraz popularniejszy flexitarianizm to dobry kompromis?
Zarówno organizacje zajmujące się zdrowiem publicznym, jak i ochroną środowiska wskazują, że spożycie mięsa w krajach rozwiniętych jest zdecydowanie zbyt duże. Nawet w materiałach finansowanych przez Fundusz Promocji Mięsa Wieprzowego można znaleźć informacje, że „rekomendowana ilość wieprzowiny, jaką może spożyć dorosły człowiek w ciągu tygodnia to 300 g. Najlepiej, aby było to mięso nieprzetworzone”. Tymczasem w Polsce spożywa się 2,5-krotnie razy więcej wieprzowiny. Potrzebę ograniczania spożycia mięsa w naszej diecie komunikują także wprost niektórzy przedstawiciele branży mięsnej, m.in. prezesi firm Goodvalley czy Indykpol . W związku z tym ciężko określić fleksitarianizm jako „kompromis”. To dla wielu osób krok w kierunku zdrowszej diety, ograniczania swojego wpływu na otoczenie oraz przygoda z nowymi smakami i doznaniami kulinarnymi.

 

Dziękuję za rozmowę.